Wiecie, gdybym jakiś rok temu widziała coś takiego, to pewnie od razu uznałabym, że to nie moja bajka. Pamiętam, że był czas, kiedy tego typu ozdoby kojarzyły mi się z babcinymi wnętrzami – starodawnymi, typu: duże drewniane łóżko z pościelą zasłane wzorzystą narzutą – na nim sterta poduch, a na ich szczycie lalka (tu kojarzy mi się taki plastikowy murzynek). No jakoś nie znosiłam tych klimatów (chyba i dziś nie umiałabym się w nich odnaleźć, choć z pewnością mają w sobie „coś”). Ale za to szydełkowe ubranko na taboret- czemu nie.
Chciałam nieco urozmaicić salon, w którym panują brązy, beże i stonowany róż i tak oto powstała okrągła narzutka. Od razu polubiłam jej kolory – dość fajnie wpisują się w całość koncepcji : )
Wzorowałam się na tym oto zagranicznym tutorialu – w którymś momencie zaczęłam podążać swoją ścieżką. Jak dziergałam ten kubraczek, to przypomniałam sobie, że zaczęłam jakiś czas temu szydełkować poszewkę na poduchę w podobnych kolorach – w tej chwili robótka leży sobie i czeka. Tak to już jest – jak nie skończę czegoś od razu, to potem ciężko mi wrócić. To już chyba urasta do rangi jakiegoś prawa : ) Ale może patrząc na tę narzutkę „taborecianą” w końcu się zlituję i nad poszewką. Tu głównym motywatorem będzie jednak zakup rozkładanej sofy, na której będą mogły się wdzięcznie prezentować poduchy.
A w dalszych poczynaniach szydełkowych myślę o zupełnie wiosennej (kordonkowej) czapce dla Zuzanki i o filcowych broszkach : ) Niech ten tydzień minie szybko (przynajmniej do piątku) : )
Też tak kiedyś myślałam o szydełkowych „tworach”, że staromodne i babcine, ale teraz wiem, że wszystko zależy od gustu osoby, która chce wykorzystać dzianinę we wnętrzu i nawet w nowoczesnych pomieszczeniach doskonale się one prezentują.
Ubranko na taboret wyszło Ci piękne, i jeszcze pięknie go udekorowałaś bukietem goździków 🙂
goździki to jakiś ewenement – stoją u mnie (w takiej postaci zupełnie zdrowej) już od dnia kobiet i specjalnie jakoś im się do kwitnienia nie spieszy (już nawet im 2 razy dziennie wodę zmieniam w wazonie)
Miałam podobne odczucia do babcinych klimatów, dopóki nie zaczęłam sama dłubać szydełkiem. Teraz potykam się o włóczki i masę niedokończonych tworów. Chyba mamy nadmiar pomysłów i każdy chciałoby się zrealizować natychmiast.
Taboret wygląda świetnie, zyskał nowe życie 🙂 I wcale nie babcine. Pozdrawiam
no właśnie – dopóki nie zaczęłyśmy same dziergać…i z tym nadmiarem pomysłów też się zgadza w 100% 🙂 (ze mnie czasami wychodzi słomiany zapał – walczę z nim)
Ło, jakie czadowe. 🙂
ja mam tak samo, jak nie skończę od razu, to potem ciężko…
oj ciężko, ciężko i tym sposobem leży u mnie sporo rozpoczętych robótek, leży i leży…
Ja lubię takie babcine klimaty 🙂 Gdybym umiała takie piękne rzeczy robić na szydełku, to pewnie zrobiłabym coś podobnego. Super 🙂
Pozdrawiam!
dziękuję 🙂
Śliczne te pokrowce i wcale nie kojarzą mi się z babcią, ich wzór jest bardzo współczesny. Śliczne 🙂
mi już teraz mniej 🙂