Wiecie, gdybym jakiś rok temu widziała coś takiego, to pewnie od razu uznałabym, że to nie moja bajka. Pamiętam, że był czas, kiedy tego typu ozdoby kojarzyły mi się z babcinymi wnętrzami – starodawnymi, typu: duże drewniane łóżko z pościelą zasłane wzorzystą narzutą – na nim sterta poduch, a na ich szczycie lalka (tu kojarzy mi się taki plastikowy murzynek). No jakoś nie znosiłam tych klimatów (chyba i dziś nie umiałabym się w nich odnaleźć, choć z pewnością mają w sobie „coś”). Ale za to szydełkowe ubranko na taboret- czemu nie.
Chciałam nieco urozmaicić salon, w którym panują brązy, beże i stonowany róż i tak oto powstała okrągła narzutka. Od razu polubiłam jej kolory – dość fajnie wpisują się w całość koncepcji : )
Wzorowałam się na tym oto zagranicznym tutorialu – w którymś momencie zaczęłam podążać swoją ścieżką. Jak dziergałam ten kubraczek, to przypomniałam sobie, że zaczęłam jakiś czas temu szydełkować poszewkę na poduchę w podobnych kolorach – w tej chwili robótka leży sobie i czeka. Tak to już jest – jak nie skończę czegoś od razu, to potem ciężko mi wrócić. To już chyba urasta do rangi jakiegoś prawa : ) Ale może patrząc na tę narzutkę „taborecianą” w końcu się zlituję i nad poszewką. Tu głównym motywatorem będzie jednak zakup rozkładanej sofy, na której będą mogły się wdzięcznie prezentować poduchy.
A w dalszych poczynaniach szydełkowych myślę o zupełnie wiosennej (kordonkowej) czapce dla Zuzanki i o filcowych broszkach : ) Niech ten tydzień minie szybko (przynajmniej do piątku) : )