Nuuuuda, bo dziś chciałabym Wam przedstawić kolejną Karpaczową misię. Powstała w Karpaczu – to był jednak bardzo twórczy czas – cztery misie w kilka dni i powiem Wam, że z wielką chęcią były dziergane – z wielką, jakbym co najmniej z miesiąc ich nie szydełkowała.
Misia nosi łososiową sukieneczkę i kokardkę na uchu, jak zwykle. Wyjechała ode mnie już jakiś czas temu razem z dwójką towarzyszy.
A tak poza tym napiszę Wam, że nie chciałybyście teraz zobaczyć mojego biurka, przy którym pracuję wieczorami. Ja sama jakoś niechętnie na nie patrzę, bo dzieje się na nim wiele – zbyt wiele, jak na małe biurko. Jest sznur koralikowy z nowym młynkiem do nawlekania koralików, są serca i biała włóczka, czekająca na kolejne, są kolorowe tasiemki, nożyczki, igielnik, rozpoczęte misie i jeszcze dwa kwadraty stworzone wczoraj na próbę i włóczki, włóczki, włóczki. Wiecie, jak to jest, kiedy wena każe tworzyć wszystkiego po trochu. Nie opłaca się więc niczego z biurka sprzątać, choć ja osobiście uwielbiam, gdy jest całkiem puste i spokojne – lepiej mi się wtedy pracuje. Nic nie przypomina o tym, że coś trzeba dokończyć. Zajmę się, więc tym jutro, a jeszcze dziś pomęczę oczy.
Spokojnego weekendu już Wam życzę.
Nie martw się, u mnie podobnie. Staram się zawsze na bieżąco zajmować jedną rzeczą a resztę pochować ze względu na ograniczenia powierzchniowe 🙂 Ale niestety – często mi się to nie udaje. Np. wczoraj – kontynuowałam dzierganie firanki, potem (po przeczytaniu Twojego posta) zatęskniłam za serduszkiem (więc zmiana kordonka na włóczkę), a w końcu stwierdziłam że mój papierowo wiklinowy koszyczek potrzebuje koronki i zaczęłam kolejną rzecz. Co ciekawe, moja Mała poprosiła o przygotowanie kilkunastu kokardek ze wstążki, więc wieczorem wzięłam się i za nie. Oglądając filmiki ze sposobami ładnego wiązania kokardek, obejrzałam filmik o kwiatuszkach i dziś od samego rana zajmuję się kwiatuszkami. Jak pewnie łatwo sobie wyobrazić – w miejscu mojej pracy miejsca brak, bo tylko kokardki są skończone, bo konieczne na dziś. Reszta jest w trakcie roboty 🙂
Tak więc, niestety – jak wena nadejdzie – nie ma rady 🙂 – a też uwielbiam wysprzątane biurko 🙂
ooo właśnie – ja też jestem taka podatna twórczo na to, co zobaczę 🙂
Urocza misia 🙂
Ehh, moje biurko w pracowni było posprzątane może ze 3 razy, jak pamięcią sięgam 🙂 Zdecydowanie nie nadaje się na widok publiczny, ale co ciekawe – łatwiej mi się odnaleźć w takim „twórczym nieładzie” 🙂
coś w tym jest, że im pozornie większy bałagan na biurku, tym łatwiej wszystko znaleźć (bo jest pod ręką) 🙂
Misia łososiowa słodziutka – aż się chce przytulić… a co do biurka – hmm, dobrze mi się czytało…zerkając na swoje:)
🙂 no to się cieszę, że podniosłam na duchu i rzeczywiście dobrze wiedzieć, że inni mają podobnie 🙂
Śliczna Miśka :o)
dziękuję
Przesłodkie są Twoje misiaczki!